Archive

Posts Tagged ‘kryzys’

Śmierć autorytetu? Kultura w dobie pluralizmu i redukcji.

1 June, 2009 Leave a comment

Pluralizm i redukcja

Pluralizm jest dobry.

Pluralizm jest zły.

„Dotychczas nikt nie potrafi powiedzieć, co jest dobre, a co złe. I pewne jest, że i w przyszłości będzie tak samo”[1] pisał Emil Cioran. Cieszyliśmy się odzyskaną wolnością po 1989 roku, jednak wraz z nią przyszła wielka odpowiedzialność. Świat przestał być czarno – biały, pojawiły się nie tylko odcienie szarości, ale i inne kolory.  Jak pisał Albert Camus: „przedtem chodziło o to, by wiedzieć, czy życie musi mieć sens, żeby je przeżyć. Tu na odwrót: tym lepiej przeżyje się życie, im mniej będzie ono miało sensu”[2]. Dlaczego?  Główny sens padł. „Wielkie Narracje” Lyotarda rozsypały się w drobny mak. Ludzie szukali koła ratunkowego, nowego punktu odniesienia. Na próżno? Pewne ukojenie przyniosła redukcja, ale jak i w jaki sposób, dowiemy się za chwilę.

Kanon to bardzo przydatna rzecz. Mieści się w nim sztuka, która respektuje wartości życia zbiorowego, utrzymuje wspólną tożsamość, „odnosi się do wspólnej rzeczywistości i nigdy nie pozostawia czytelnika w niewiedzy co do moralnej wymowy dzieła”[3]. Dzięki Kanonowi literatura jest czymś więcej niż zbiorem zadrukowanych kartek; cała działalność pisarska narodu zostaje zredukowana do kilkunastu, nie zawsze dobrych, książek. Kanon, po 1989 roku, stał się tratwą dla zdezorientowanych pluralistyczną przestrzenią Polaków. Zagubieni nie potrafili zaakceptować wielopodmiotowego systemu kultury, pełnego różnych wydawców, nagród i obiegów. Tęsknota za scentralizowaną i kontrolowaną przez państwo kulturą sprawiła, że Kanon (redukcja), okazał się zbawieniem. W 2005 roku wybory wygrał Henryk Sienkiewicz. Zwolennicy nowej rzeczywistości nie zdołali jeszcze nałożyć na społeczeństwo kanonu pluralistycznego (który nie istnieje i chyba nigdy nie powstanie, stąd mała litera), jeżeli jednak do tego dojdzie to mam nadzieję, że wybory w 2010 wygra Witold Gombrowicz.

Ten sam pisarz wieszczył, że półinteligent, mieszaniec, człowiek niewydarzony został istotą, rdzeniem współczesności. Włączając telewizor, przeglądając najbardziej poczytne pisma i książki (statystyczny Polak czyta jedną w roku) nie sposób nie przyznać Gombrowiczowi racji. W tym momencie wypada odwołać się do Pierre’a Bourdieu i jego teorii dwóch logik ekonomicznych[4]. Jedna z nich odnosi się do krótkiego cyklu ekonomicznego, który to całkowicie i cyniczne podporządkowany jest rynkowi. Korzysta jedynie z form uprzednio ustalonych i z wcześniej istniejących oczekiwań. Dzisiaj jest to rynkowa redukcja i Kanon. Przykłady można by mnożyć, choćby pierwszy z brzegu film „Popiełuszko” – „Walka, znój, cierpienie, nienawiść do wroga… – oto co Polacy lubią najbardziej, co ich jednoczy i co wspominają potem z rozrzewnieniem”[5]. Większość powstałych w ostatnich latach superprodukcji to laurki powstałe w krótkim cyklu ekonomicznym, na które nauczyciele wezmą uczniów do kina. Dochodzi do pauperyzacji gustów, która niszczy prawdziwe autorytety: Jerzy Popiełuszko, Jan Paweł II, Lech Wałęsa (Andrzej Wajda przymierza się do filmu) zostają zredukowani z godnych naśladowania autorytetów do jednowymiarowych symboli; obrazków, na które patrzy się z rozrzewnieniem, a później zamyka w szufladzie i zapomina. Całe szczęście istnieje długi cykl produkcyjny podsycany przez pluralizm. Charakteryzuje się on absolutną wolnością wobec rynku i jego wymagań. Główną rolę odgrywa tu zanegowany kapitał ekonomiczny – kapitał symboliczny. Twórcy kierujący się taką logiką powoli, acz skrupulatnie tworzą zarzewie nowego porządku.

Pluralistyczna rzeczywistość towarzyszy nam zaledwie od 20 lat, to za mało, aby wyłoniły się z niej solidne autorytety w dziedzinie sztuki. Młode (moje) pokolenie dochodzi jednak do głosu – czasami słabiej, czasami mocniej: Jacek Dehnel uparcie korzysta z klasyków po to, aby przekazać coś swojego. Małgorzata Szumowska zdobywa kolejne laury, formując powoli niepowtarzalny styl. Nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Na razie jednak musimy zdzierżyć rój konsumpcyjnych dzierlatek i młodzieńców, dla których autorytetami, a raczej autorytecikami, są Dody, Zacki Efrony, Tole i inne gwiazdy tańczące. Temu wszystkiemu smutno przyglądają się już tylko symbole (nie autorytety) czasów „Wielkich Narracji”. Władysław Bartoszewski nadal bardzo dobrze się trzyma i dziarsko walczy o nasz kraj. Jerzy Skolimowski zaszył się na Mazurach, a Andrzej Wajda usilnie odgrzewa dawne dzieje. Młode pokolenie z uśmiechem przygląda się tym zakurzonym symbolom, obrazkom jedynie, próbując znaleźć własną narrację.

Jeżeli nie sztuka, to może nauka pomoże odnaleźć się zagubionym w pluralizmie? Jak to kilkanaście lat temu skwitował Julio Cortazar: „Dlaczego statystycznie nasi naukowcy więcej są warci od naszych pisarzy? Nauka i technika nie znoszą improwizacji, wyskoków i łatwizny (w tej samej mierze, w jakiej nasi literaci wciąż naiwnie wierzą, że pisarstwo na nie pozwala), wobec czego w najlepszy sposób wykorzystują nasze zalety”[6]. Dziedzina życia, która jako jedyna bez lęku przyznaje się do codziennego stosowania redukcjonizmu (zasada brzytwy Ockhama), została niestety osłabiona przez redukcjonizm innego sortu. Jak to opisuje Frank Furedi w książce pod znamiennym tytułem „Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?” również nauka padła łupem rynkowej redukcji. „Odkąd wiedzę traktuje się jak produkt, przestał być widoczny jej związek z kulturalnym i intelektualnym gruntem, z którego wyrasta. Coraz częściej postrzega się ją raczej jako wytwór procesu technicznego niż pracy umysłowej”[7]. Niedawno w polskiej społeczności uniwersyteckiej rozgorzał spór nad dorobkiem naukowym doktora M. Co ciekawe, w sporze tym nikt, nawet niedoszły habilitant, nie powoływał się na jakość dorobku, ale na jego ilość. Nie rozpisywano się nad merytoryczną zawartością prac. W dobie pluralizmu jakość nie istnieje – staje się punktem widzenia. Dlatego też musi dojść do redukcji, w tym wypadku znowu do redukcji rynkowej. Z upadkiem wspólnie podzielanego systemu wartości upada możliwość oceny merytorycznej – należy skupić się na ocenie formalnej, czyli ilości stron zadrukowanego papieru. Autorytet, powołujący się na jakość, przestaje być potrzebny. Przecież każdy z nas potrafi określić ilość.

Analizując dzisiejszą sytuację w sferze nauki i sztuki można dojść do wniosku, że pojawiła się kolejna „Wielka Narracja” – rynek. W pluralistycznym społeczeństwie, gdzie nie istnieją już wspólnie wyznawane wartości, gdzie zwolennicy Kanonu niedługo odejdą z tego świata, nie pozostaje nic innego jak skupić się na jakimś innym wspólnym, redukcjonistycznym mianowniku. Każdy potrafi liczyć – dlatego też wyznacznikiem wartości stał się pieniądz. Radość życia jest coraz częściej utożsamiana z ilością konsumpcji, a coraz rzadziej z jej jakością. Mamy do czynienia z kulturą, w której zasadnicze znaczenie dla samooceny i poczucia życiowego zadowolenia ma posiadanie – frommowskie „mieć”. Autorytety nie są nam już potrzebne. Wszystko, czego nam trzeba, znajduje się w pobliskiej „galerii” (sic!).

Aż tu nagle nadszedł kryzys ekonomiczny, który według Josefa Stiglitza, jest dla neoliberalnego rynkowego fundamentalizmu tym, czym dla komunizmu był upadek muru berlińskiego. Rynkowa redukcja zapadnie się pod własnym ciężarem. Znowu nastanie czas autorytetów – ludzi prawdomównych i bezstronnych. “Rzeczywisty tragizm wydarzeń usunie w cień urojone tragedie. Kto nie potrafi znaleźć wyrazu dla zbiorowych rozpaczy i nadziei, wstydzi się swego zawodu”[8] pisał Czesław Miłosz. Dopiero w takich czasach Polacy bliżej przyjrzą się sobie samym i zrozumieją, że życie musi mieć sens, żeby je przeżyć. Wartości życia nie da się zredukować do pieniądza. Wartości życia nie da się zredukować do niczego. Kryzys otworzy nam oczy. Sprawi, że po raz kolejny spojrzymy w stronę autorytetów, którzy spokojnie, w Bourdieuowskim długim cyklu produkcyjnym, nieświadomi roli, jaka im przypadnie, budują swoje wizje.


[1] Emil Cioran (1992). Na szczytach rozpaczy. Oficyna Literacka: Kraków, s. 99.

[2] Albert Camus (1974). Eseje. PIW: Warszawa, s. 137.

[3] Przemysław Czapliński (2007). Kanon. ResPublica Nowa, nr 191, s. 95.

[4] Pierre Bourdieu (2007). Reguły sztuki. Universitas: Kraków.

[5] Bartosz Żurawiecki (2009). Biografia „Kapelana Solidarności”. Film, nr 2, Luty, s. 86.

[6] Julio Cortazar (1976). W osiemdziesiąt światów dookoła dnia. Czytelnik: Warszawa, s. 140-141.

[7] Frank Furedi (2008). Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści? PIW: Warszawa, s.13.

[8] Czesłwa Miłosz (2000). Zniewolony umysł. Wydawnictwo literackie: Kraków, s.112.